Robię naturalne kosmetyki DIY od prawie dekady. Zaczęłam od korektora, gdy jeszcze nie dało się znaleźć w sklepach odcieni dopasowanych do bardzo jasnych cer. Potem robiłam kremy, szampony, pudry, cienie do powiek…Dziś napiszę o tym, co na stałe weszło do mojego repertuaru!
Nie wiem, jak to możliwe, że piszę o tym dopiero teraz. W końcu robienie własnych kosmetyków jest jak szycie własnych ubrań. Chcesz coś maksymalnie dostosować do swoich potrzeb, więc robisz to sama. Robisz to sama, więc masz z tego frajdę. Masz z tego frajdę, więc chcesz robić jeszcze więcej!
Dlaczego warto robić własne naturalne kosmetyki DIY?
Jeśli muszę jeszcze kogoś przekonywać – bo możemy zadbać o prosty skład, który w pełni znamy. Możemy łatwo wywnioskować, co nas uczula. Po jakimś czasie wyłapujemy, które składniki działają dobrze na naszą skórę czy włosy i możemy wykształcić prosty schemat pielęgnacji naokoło tych substancji.
Robienie własnych kosmetyków jest teraz mocno na fali ze względu na ruch zero waste. Muszę przyznać, że moje naturalne kosmetyki DIY nie są jednak takie bezśmieciowe – zaczęłam robić własne mieszanki raczej ze względu na wrażliwą skórę, skłonną do wysychania, do uczulania i do zapychania.
Moje priorytety są więc takie: na pierwszym miejscu jest moje zdrowie, czyli brak uczuleń i dobra kondycja skóry. Dopiero w tle jest myśl, że faktycznie generuję mniej śmieci. Marzy mi się, że sklepy z półproduktami zaczną przyjmować puste opakowania od klientów. Na razie, z tego co wiem, jeszcze żaden z nich nie wprowadził takiej możliwości.
Moja skóra w kilku słowach
– żebyście mogły łatwo ocenić, czy przepisy sprawdzą się też u Was :)
Moja twarz to skrzyżowanie najczęstszych problemów, o których w życiu bym nie powiedziała, że mogą występować razem: policzki często się przesuszają, a środek twarzy ma skłonności trądzikowe. Czasem, gdy używam sklepowego kremu, pierwsze tygodnie są super, a potem coś uczula mnie tak bardzo, że twarz piecze od samego zetknięcia z wodą. Dodatkowo, jestem bladziochem, więc mocne słońce powoduje u mnie zaczerwienienia, które lubią utrzymywać się tygodniami.
Przemyślana i przeeksperymentowana pielęgnacja plus zmiany w diecie (mniej cukru) pomogły mi jako tako opanować tego kapryśnego mustanga zwanego skórą. Żeby nie było – wciąż czasem coś przestawiam i zmieniam, wciąż zdarzają się wpadki. Przepisy, które teraz podam, to jest moja obecna, sprawdzona baza.
Moje sprawdzone naturalne kosmetyki DIY
1/ Naturalna pielęgnacja twarzy
Mycie – olej
Nie używam detergentów do mycia twarzy. Nie i koniec – zawsze w pewnym monecie mnie uczulają! Zamiast tego rozcieram trochę oleju kokosowego, który potem zmywam wodą i ciepłym ręcznikiem albo czasem peelingiem z kawy. Ta mieszanka pięknie pachnie, dobrze czyści i nie uczula.
Tonik
Jako toniku używam czystego hydrolatu różanego. Jest w nim coś łagodzącego – nigdy nie zrobił mi krzywdy, w przeciwieństwie do innych hydrolatów (zerkam z pogardą na Ciebie, hydrolacie z kwiatów pomarańczy!).
Hydrolat przelewam do szklanej butelki z atomizerem i spryskuję twarz po myciu, po zrobieniu makijażu, po demakijażu… Dzięki atomizerowi nie muszę używać płatków kosmetycznych (ha! czyli jednak less waste!) i nie podrażniam skóry pocieraniem.
Kremy, sera i przyjaciele
W tej kategorii najwięcej testuję, ale mam bazę faworytów. Na dzień używam lekkiego kremu nawilżającego (czasem gotowca, czasem samoróbki) lub prostego serum dwuskładnikowego, które nigdy nie zawodzi:
Wystarczy zmieszać na dłoni kroplę roztworu 1,5% kwasu hialuronowego i oleju dobranego do rodzaju skóry, rozmieszać i wklepać. Tadam, gotowe! Kwas hialuronowy jest tu substancją nawadniającą, o przyjemnie chłodzącej, żelowej konsystencji. Olej pomaga zachować tę wilgoć, poza tym można dobrać taki, który będzie mieć specyficzne działanie dobrane do naszej skóry. Dobrze sprawdzały się tu olej konopny organiczny i olej abisyński. Teraz testuję też olej z czarnuszki, który ponoć jest dobry dla cer trądzikowych – ale mnie delikatnie piecze.
Zimą, gdy wychodzę na duży mróz, smaruję suche policzki i usta czystym masłem karite (shea).
Ostatnio eksperymentalnie zrobiłam też płatki pod oczy z żywokostem – zagotowałam pokrojony korzeń żywokostu w odrobinie wody, żeby puścił żel. Pocięłam płatki kosmetyczne na połówki, nasączyłam i zamroziłam tak, żeby się nie posklejały. Te płatki świetnie działają na spuchnięte, podkrążone i zmęczone oczy! Kładę je najpierw pod oczy, w potem rozsmarowuję żel po całej twarzy. Skóra od razu jest jaśniejsza i bardziej napięta.Zamrożone płatki nasączone wyciągniem z żywokostu – rozpieszczanie siebie w czystej postaci!
Z gotowych produktów co kilka dni pod makijaż zamiast serum używam kremu Nuxe Nirvanesque. Mniej więcej co drugi wieczór smaruję środek twarzy Acnedermem, który działa przeciwtrądzikowo. Na policzki idzie wtedy olej – w ujarzmieniu skóry bardzo pomogło mi uświadomienie sobie, że różne części twarzy potrzebują innych substancji. W lecie lubię stosować żel aloesowy z polskiego uzdrowiska pod Rabką Zdrój (marka GorVita).
2/Naturalne kosmetyki DIY – kolorówka
Tutaj nie bawię się w eksperymenty – od lat używam gotowych baz, które kupuję w sklepie Kolorówka, a potem nadaję im właściwy kolor pigmentami. Moim ulubionym kosmetykiem od chyba 10 lat jest ich baza do korektora (Concealer Base Mix). Czasem robię też podkład (Soft Foundation Base Mix) i puder początkująco-wykańczający (primer Redness Correction).
Ostatnio ze względu na suchość skóry przerzuciłam się jednak na gotowca, krem BB – Missha Perfect Cover. Z pomadkami i tuszami do rzęs w ogóle nie eksperymentuję. Cienie do powiek czasem mieszam z bazy Eyeshadow Base Mix (znów Kolorówka) i pigmentów, jednak na co dzień do makijażu oczu i brwi używam gotowej palety Naked Basics.
3/ Pielęgnacja włosów – szampon DIY
Może to znacie – wychodzicie spod prysznica i czujecie pieczenie na czole i policzkach. Włosy, o ile nie użyłyście odżywki, są bardzo “tępe” i trudne do rozczesania. Sama wciąż czasem czuję to na wyjazdach, gdy zapomnę zabrać mojego szamponu.
Szampon, który robię, jest super prosty i super delikatny. Nie muszę używać od niego odzywki – czasem wcieram tylko kroplę oleju śliwkowego w końcówki włosów.
Jak zrobić szampon?
Swój szampon bazuję na przepisie z bloga Arsenic: szampon DIY z mleka kokosowego. Uwaga, będą tu nazwy związków i substancji, których sama nie rozumiem. Na szczęście – nie muszę ;)
Jej przepis to:
- 200 ml mleka kokosowego (wypełniacz, robi konsystencję i ma trochę olejów)
- ok. 35 ml glukozydu laurylowego (delikatny detergent)
- ok 23 ml glukozydu kaprylowo-kaprynowego (delikatny detergent)
- ok 12 ml RE-FAT (środek zapobiegający przesuszaniu)
- 40 kropli FEOG (konserwant)
Dodaję do tego jeszcze:
- szczyptę gumy ksantowej, która zagęszcza szampon, jeśli trafi mi się rzadkie mleko kokosowe
- parę kropel olejku lawendowego, który daje zapach i uspokaja (serio – dodaję go też do prania, psikam nim pościel, ten olejek to mistrz odświeżania i relaksowania)
Po detale dotyczące wykonania polecam zerknąć na bloga Arsenic. Cały proces sprowadza się do mieszania składników spieniaczem do mleka w odpowiedniej kolejności. Gumę ksantową rozsypuje się na końcu na powierzchni, a po około 20 minutach (gdy zamieni się w żel), miesza się całość jeszcze raz.
Tego szamponu używa się trochę jak szamponów aptecznych do skóry wrażliwej – wystarczy niewielka ilość, żeby zrobić gęstą i zbitą pianę, która umyje całe włosy.
Czego jeszcze używam do włosów?
Gdy moje włosy są napuszone, spryskuję je hydrolatem różanym (tym samym, którego używam do twarzy). Rozprowadzam kroplę olejku śliwkowego na dłoniach i przeczesuję włosy palcami od ucha w dół.
Z kupnych produktów dobrze wspominam aloesową maskę do włosów marki Equilibria – to jedyna odżywka, która robiła cokolwiek dobrego z moimi włosami. Bardzo ją lubię, ale już dawno nie używałam – nie czuję takiej potrzeby.
Jakie akcesoria do robienia kosmetyków DIY kupić na start?
Dobra, to była baza podstawowych mikro-przepisów, a teraz będzie baza akcesoriów na start!
- Waga jubilerska przyda się do odważania małych ilości substancji;
- Ręczny spieniacz do mleka świetnie zmiesza wszystkie kosmetyki DIY, które mają płynną formę – szampony, kremy, sera;
- Mały moździerz pomoże zmieszać składniki sypkie, na przykład równo rozprowadzić mocny pigment po bazie pudrowego podkładu. W wersji pro można też używać małego młynka do kawy – ja jednak dalej nie przeszłam na ten poziom. Pudry starczają mi na bardzo długo, więc muszę je ucierać raz na rok, czasem rzadziej.
Sklepy i blogi, które polecam
Teraz sklepów z półproduktami kosmetycznymi jest bardzo dużo. Ja jednak wciąż korzystam na zmianę z trzech, w których kupuję od samego początku.
Składniki na kolorowe kosmetyki DIY kupuję na kolorowka.com – to u nich są te wszystkie fajne bazy do tworzenia własnych pudrów i korektorów. Można zrobić u nich łączone zamówienie ze sklepem ZróbSobieKrem.pl. Tam kupuję wszelkie gotowe zestawy do robienia kremów, oleje, kwas hialuronowy, hydrolaty. Sporadycznie kupuję też w EcoSpa.pl – tam wiele opakowań jest szklanych! Zakupy robię raz na pół roku, czasem raz na rok. Półprodukty trzymam w lodówce.
Z blogów polecam dwa: Italiana i Arsenic. Da się tam znaleźć tonę wiedzy – u Italiany jest więcej o walce z trądzikiem, a u Arsenic – o pielęgnacji i kolorowych kosmetykach DIY.
To tyle na dziś! Dajcie znać, czy Wy też tworzycie własne kosmetyki DIY. A jeśli nie – może spróbujecie? Gwarantuję, że to zapewnia to wspaniałe poczucie “hej, umiem zrobić kolejną fajną i przydatną rzecz”, a jest szybsze niż nauka robienia butów ;)