Cześć! Mam nadzieję, ze umyliście ręce po ostatnim stemplowaniu, bo dziś dotykamy tematu wyjątkowej książki. A książek nie wypada brudzić.
Szczerze mówiąc, rzadko sięgam po pozycje o modzie. Zbyt często są tak mdłe, że po przeczytaniu całości trzeba leczyć żołądek przez tydzień. Tym razem zaryzykowałam. I opłaciło się. “To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL” wbrew tytułowi nie jest o modzie, ale o Modzie. Tej przez duże “M”: z sensem i celami; kombinowanej, robionej trochę obok systemu, walczącej o wolność i ideały.
Moda z przesłaniem
Widzicie różnicę? Książka, owszem, opisuje ówczesne trendy, ale skupia się na odpowiedzi na pytanie “po co?”. Po co projektować i szyć ubrania w kraju, który leży zawalony gruzami, jeśli nie ma nawet najbardziej podstawowych materiałów: tkanin, zamków, koronek? Po co ludzie chcą nosić rzeczy wyjątkowe, często łamiące konwenanse? W skrócie, chodzi o jedno. O wolność.
Gdybym mogła, z szacunkiem dygnęłabym przed autorką – Aleksandrą Boćkowską – za tak barwne opisanie czasów, które w umysłach dwudziestoparolatków wydają się być raczej szare i spowite mgłą. Pełen szacunek należy się jej za niezwykle ciekawe przedstawienie mody jako narzędzia, którym inteligencja walczyła przeciwko władzy. Ponad 150 tekstów źródłowych i dziesiątki rozmówców robią wrażenie. Te skrawki informacji tworzą żywą, zabawną, choć pełną absurdów historię polskiej mody od drugiej wojny do początku lat ’90.
Ku pokrzepieniu twórczych serduszek
“Nie mogę zaręczyć, że zaprojektowana przez nas czarna marynarka nie okaże się ostatecznie buraczana lub pomarańczowa z powodu trudności tkaninowych, braku priorytetu i stu innych powodów”
– wypowiedź Z. J. Antkowiaka
To tylko jeden z zaznaczonych przeze mnie cytatów, który twórcze serduszko krzepi lepiej niż biovital. Kiedyś problemy z brakami mieli nie domorośli twórcy, ale i najwięksi projektanci w kraju. Przy tym moje narzekanie na brak odpowiedniego odcienia karmelowej tkaniny to problem pierwszego świata.
Zadawać szyku
To określenie często występujące w książkę. Dziewczyny zadawały szyku w rzeczach upolowanych od znanych projektantów, czasem tych z importu, czasem szytych ręcznie. Tak mi się to spodobało, że przejrzałam szafę mamy i znalazłam rzecz, która mogłaby pamiętać czasy PRL – obszerny, piaskowy płaszcz. I zadawałam w nim szyku. Od dziś róbmy to wszyscy! :)
Książka, którą chce się mieć
Z kupowaniem książek jest pewien problem. Niektóre są na jedno czytanie. Czytasz raz i czujesz, ze już możesz się jej pozbyć. Tu jest inaczej. To książka, którą chce się mieć na swojej półce przez kolejne kilkadziesiąt lat. Na pewno nie zapamiętasz od razu wszystkich informacji. Ja zaznaczyłam ulubione fragmenty i będę do nich wracać. To książka, którą chce się pożyczyć rodzinie i znajomym, a nawet dać do przeczytania dzieciom. (Dla mnie to odległa wizja, na ten moment nie planuję dzieci, a już wymyślam, co przeczytają. #weird)
Poza tym, popatrzcie tylko na okładkę. Tak jak nieczęsto trafia się na urocze dziewczęta z trzema szarymi komórkami pod czerepem, tak rzadkością są książki z dobrą okładką i równie mocną treścią.