czy jesteś początkujący, rękodzieło, początki, hobby, pasjaJeśli dotarłeś w ten zakątek internetu, prawdopodobnie masz wielką pasję. Nie ważne, czy szyjesz, malujesz czy żonglujesz pomidorami – wszyscy w tych dziwnych zainteresowaniach mamy coś wspólnego. Każdy z nas kiedyś zaczynał. Wziął do ręki igłę, pędzel czy pomidora. Pomyślał “ej, to jest fajne, chcę to robić!”.

Wszyscy kiedyś zaczynaliśmy. I, co lepsze, jeszcze nam się nie znudziło!

Nie ważne, czy bawisz się w to już dziesięć lat czy zacząłeś miesiąc temu. Ważne, że odważyłeś się zrobić ten pierwszy, najważniejszy krok. Teraz z przyjemnością dowiadujesz się nowych rzeczy i brniesz do przodu. Uczysz się w domu, może masz już za sobą kilka kursów. Nie przejmujesz się drobnymi porażkami i starasz się wyciągnąć z nich to, co najcenniejsze – wiedzę. W pewnym momencie masz już za sobą garść wspomnień i doświadczeń. Możesz popatrzeć na drogę, którą przebyłeś. Co widzisz?

 

Zastanawiałeś się, kiedy przychodzi dobry czas, żeby przestać nazywać się początkującym?

 

Szufladka początkującego prześladuje głównie amatorów. Pełni zapału rozwijamy swoją pasję sami, czasem trochę na oślep, metodą prób i błędów. Nie jesteśmy na tyle pewni swoich umiejętności, żeby porzucić tę łatkę. Sami o sobie myślimy w tej kategorii. A przecież dzięki eksperymentom zdobywamy doświadczenie godne niejednego specjalisty!

 

Opowiem Ci teraz o dwóch ważnych momentach w mojej szyciowej przygodzie. To sytuacje, dzięki którym uświadomiłam sobie, że moja wiedza ma wartość.

 

Pierwszy, gdy rozmawiałam ze znajomym i opowiadałam mu o tym, co aktualnie szyję. W pewnym momencie dostałam takiego słowotoku, którego nie spodziewałabym się po samej sobie, stworzeniu z natury małomównym. Zorientowałam się, że chcę mu wytłumaczyć każdy etap szycia rzeczy, którą oglądał. Nagle okazało się, że te etapy są dla mnie codziennością, świetnie przemyślaną i logiczną procedurą, a o pasjach mogłabym nawijać godzinami, o ile miałabym kilka przerw na łyk dobrej herbaty.

Kolejnym razem koleżanka poprosiła mnie o uszycie czegoś dla niej. Ogromnie mnie to zdziwiło, bo przecież uszyłam ledwo kilkanaście, może kilkadziesiąt rzeczy, czyli tyle co nic. Potem doszło do mnie, że każda z tych rzeczy to wiele godzin spędzonych na główkowaniu i uczeniu się. Że przecież jestem najlepiej szyjącą osobą z jej otoczenia. Że prosi mnie o pomoc, bo wierzy w moje umiejętności.

 

Te wydarzenia miały miejsce kawał czasu temu. Nadal mówię o sobie jako o amatorce, bo nie znam lepszego słowa określającego samouka. To pojęcie ma wielką pojemność, podciągają się pod nie wszyscy uczący się w domu: i zupełni beginerzy, i osoby zaprawione w bojach.

Zdałam sobie jednak sprawę, że mimo pokrętnych sposobów zdobywania umiejętności, już kawał czasu temu przestałam być “tylko początkującą”.

 ***

I wiesz, czemu się tym z Tobą dzielę? Nie po to, żebyś zaczął nazywać się inaczej, zamienił “początkujący” na “średnio zaawansowany”. Nie. Słowa niczego nie zmienią.

 

Ale istnieje minimalna, malutka, tyci tyci szansa, że coś w Tobie zaskoczy. Spojrzysz na siebie od boku i stwierdzisz, że potrafisz więcej niż myślałeś. Że masz ogromną wiedzę. Przypomnisz sobie, że jakiś czas temu nie potrafiłeś ani szyć, ani malować, ani żonglować siedmioma pomidorami. Docenisz siebie i swoje umiejętności. Zauważysz, że nikt inny nie ma takiego wachlarza  doświadczeń. Twój jest jedyny w swoim rodzaju, bo tworzyłeś go sam. Przestaniesz myśleć o sobie w kategorii “tylko początkujący”.

Uśmiechniesz się i chociaż na krótką chwilę uniesiesz brodę troszeczkę wyżej.