Pierwszy i drugi miesiąc
Bałam się do pierwszego USG. Zbudowałam w głowie wizję, że moje ciało z powodów genetycznych może nie udźwignąć ciąży.
Ponoć serce dziecka zaczyna bić po trzech tygodniach. Okazało się, że to jednak za wcześnie, by cokolwiek ocenić. Lekarz nastraszył mnie, że pani kochana, przecież jeszcze nie wiadomo, czy to w ogóle ciąża!
Przez sytuacje, które obserwowałam wśród znajomych, miałam poczucie, że w każdej chwili mogę tę ciążę-nie-ciążę stracić. Wytworzyłam więc tarczę obronną. Przy garstce ludzi, która wiedziała, zabezpieczałam się wstępem “jeśli wszystko pójdzie dobrze, to…”. Wolałam zachować rezerwę, mimo tego, że tak bardzo tego wszystkiego pragnęłam.
Ulga przyszła w siódmym tygodniu. Lekarz, już inny, powiedział tylko kilka słów: “gratulacje, jest pani w ciąży. Zarodek ma około centymetra długości, serce bije”. Od tej pory trzymało się mnie przeczucie, że będzie dobrze.
Trzeci miesiąc
Nie czuję, jakby coś mnie w życiu omijało. Wzięłam ślub w wieku 22 lat. Zaadoptowaliśmy psa. Zadecydowaliśmy o sprowadzeniu dziecka na świat. Zupełnie nie tęsknię za rzeczami, które przez te decyzje są poza moim zasięgiem.
Fakt – może przez to nie pojadę na roczną misję albo nie wejdę na Kilimandżaro. Ale szczerze mówiąc – w mojej głowie mam raczej narrację, że to “dzięki temu”.
Mamy teraz tyle możliwości – możemy być kim chcemy, z kim chcemy i gdzie chcemy. Mam wrażenie, że w tym ogromie opcji można się zagubić. Dlatego cieszę się, że każdą życiową decyzją minimalnie ograniczam sobie opcje. Czuję się szczęśliwsza w mniejszym obszarze możliwości.
Może na roczną misję będę mogła wyjechać dopiero po pięćdziesiątce. Może przez kolejne 2-3 lata nie zwiedzę Azji, o której marzę od lat. Ale czuję się z tym zupełnie dobrze.
Czwarty miesiąc
Zakochałam się w dziewczynie. Nie wiem jeszcze, jak wygląda. Nie wiem, jaki ma charakter. A jednak wydaje mi się, że już się trochę znamy. Jak cudownie, że wciąż bezkarnie mogę nazywać ją słodką. W końcu nie ma jeszcze na koncie ani jednej kupy.
Piąty miesiąc
Z wszystkich rzeczy, które mogą przerażać w macierzyństwie, najbardziej obawiam się… śmieci. Gdy rozmawiam ze znajomymi mamami i słyszę o koszu, który przez pieluchy napełnia się codziennie. Gdy widzę ubrania produkowane na dzieci z przedziału 0-1 miesiąc, które będą użyte może trzy razy. Gdy wyobrażam sobie gości, którzy będą przynosić zabawki z pstrokatego plastiku, a mi nie będzie wypadało powiedzieć “zwróć to, proszę, nie potrzebujemy tego”.
Na szczęście w second handach da się znaleźć naprawdę piękne, estetyczne, zadbane ubranka dla dzieci. Mamy alternatywę dla pampersów w postaci bambusowych pieluch, które można kompostować, a jak ktoś ma ambicję – można też korzystać z pieluch wielorazowych. Ja na pewno spróbuję. Czeka mnie mnóstwo testów, ale wierzę, że uda mi się znacznie ograniczyć liczbę dzieciowych odpadów.
Drogie mamy, jak radzicie/radziłyście sobie z tym, żeby nie mieć za dużo rzeczy i żeby nie śmiecić aż tyle? Na tym etapie chętnie przyjmę wszystkie sugestie!
Szósty miesiąc
To zaskakujące, jak dużo uwagi zwraca się na wygląd kobiet w ciąży. “Wyglądasz tak szczupło, tylko brzuch Ci urósł, jakbyś arbuza połknęła!”. Są też teksty “no, no, zrobiłaś się bardziej rumiana, policzki Ci trochę spuchły, no i ręce też”.
Czy ludzie mówiąc to zastanawiają się, co poczuje kobieta, czy po prostu chcą dać upust swoim emocjom? Bo to jest wszystko niepotrzebne. Niczego nie trzeba analizować. Jej ciało radzi sobie świetnie. To ciało jest mocarzem, bo pozwoliło rozwinąć się życiu od dwóch komórek do samodzielnie oddychającego organizmu z bijącym sercem. Nie potrafię nawet wyobrazić sobie tego ogromu pracy. Ciało kobiety, jakiejkolwiek formy nie przybierze w tym procesie, jest godne olbrzymiego podziwu.
Dlatego jeśli już chcecie zadbać o komfort kobiety w ciąży, proponuję krótkie “wyglądasz świetnie” – to zawsze prawda. Głębszą ocenę wyglądu lepiej odpuścić. Zamiast tego można spytać o komfort psychiczny, czy wszystko u niej okej, czy czegoś się boi, czy chce o czymś pogadać. Jak człowiek z człowiekiem.
Siódmy miesiąc