Białe ubrania przyciągają plamy. Być może to prawa Murphy’ego, które sprawiają, że im bardziej nie chcemy się ubrudzić, tym bardziej prawdopodobne jest rozlanie wina czy zbyt bliska styczność z jagodami. Odwieczne pytanie brzmi więc – jak utrzymywać białe ubrania w czystości? Moja odpowiedź jest krótka – nie utrzymywać. Zamienić je w smak straciatella. Swoje spodnie przemieniłam miesiąc temu i jestem nimi tak zachwycona, że muszę podzielić się z Wami pomysłem!
Moje białe Levisy przyciągały plamy od pierwszego dnia, kiedy to wylało się na nie czerwone wino. Wywabienie solą prawie pomogło – zostały jedynie lekko żółte odbarwienia. W ciągu kolejnego roku zdobyły wachlarz plamowych trofeów, a ja polubiłam chodzenie w białych spodniach na tyle, że nie chciałam się ich pozbywać. Jestem też zbyt leniwa i zbyt mało ostrożna, żeby utrzymać je w stanie nieskazitelnej bieli, więc zaczęłam szukać sensownego, praktycznego rozwiązania. Tak powstał pomysł na spodnie straciatella, czyli spodnie z… wbudowanymi plamami!
Przeróbka jest bardzo łatwa w wykonaniu, więc jeśli przekonuje Was ten pomysł, a białych spodni nie nosicie na oficjalne wyjścia, działajcie ;)
Kowbojki straciatella wstawiłam jako inspirację – myślę, że nie ma co się ograniczać tylko do spodni, buty z tym motywem też wyglądałyby super! Nie odważyłabym się przerabiać nowych, skórzanych butów, ale dla starej pary taka przemiana mogłaby być jedynym ratunkiem:)
– białe jeansy (tańsze niż Levisy, mają też wyższy stan)
– golf – tu miks z wełną, tu kaszmir (niestety drogie, ale z kaszmirami tak jest, że albo się znajdzie za 10 zł w lumpeksie, albo w sklepie za sto razy więcej)
– pasujące buty
– farby do tkanin (dokładnie tych używam od lat, np. tu i tu) i pędzelki
Jak to zrobić?
Na początku sprawdziłam, jakie efekty otrzymam używając szczoteczki do zębów i pędzla. Szczoteczki używałam tak: najpierw delikatnie moczyłam włókna w farbie, potem podważałam je starą kartą klubową, dzięki czemu farba zaczynała pryskać. W ten sposób powstawały drobne, gęsto rozłożone kropeczki. Pędzel maczałam w farbie dużo obficiej i chlapałam nim nad kartką. Pędzel tworzył duże, nieregularne kleksy.
Po kilku próbach na kartce wybrałam technikę i zestaw kolorów. Padło na małe szczoteczkowe plamki żółtą farbą i duże czarne kleksy z pędzla. Te kolory wydały mi się najpraktyczniejsze, bo ciemne plamy zlewają się z czarnym, a drobne przebarwienia – z żółtym.
Stół wyłożyłam gazetami. Spodnie położyłam na stole i ochlapałam farbą górę oraz dół łydek. Po przeschnięciu jednej strony (pół godziny na słońcu), to samo powtórzyłam z drugiej. Następnie należy działać zgodnie z instrukcją podaną na farbach – u mnie trzeba było przeprasować plamy z farby dobę po malowaniu. Gotowe!
Te małe terraria na oplątwy (Swoją drogą, znacie te rośliny? Są super, bo żyją bez ziemi!) kupiłam za jakiegoś dolara na Alliexpress (dokładnie to terrarium – klik). Szukam tam czasem drobiazgów dla domu – to był mój pierwszy zakup i byłam pozytywnie zaskoczona tym, jak dobrze kulki zostały opakowane do transportu! A mój pierścionek to Arpelc z DaWandy, przez niego (lub dzięki niemu) nie chce mi się już nosić innej biżuterii.
Spodnie lepsze niż pamiętnik
To brzmi bardzo nieskromnie, ale jestem zachwycona tym pomysłem na przeróbkę! Mimo tego, że to drobiazg, posyłam go dalej w świat. Mam nadzieję, że przyda się innym nieuważnym kolekcjonerom plam!
PS: Nie wahajcie się podsunąć ten pomysł wszystkim roztrzepanym koleżankom ;)
Marzysz o szyciu, ale nie wiesz, jak się za to zabrać? Sprawdź tego ebooka i zacznij szyj bez zniechęceń i frustracji!
/ Zostańmy w kontakcie – zapraszam na facebooka, bloglovin, instagram i snapa @joulenka /
Zapisz